9.07.2014

Plan



-Mam nadzieję, że chociaż tym razem przygotowaliście szarlotkę Jonathan spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Wyjaśniłam mu, że ostatnio byli złymi gospodarzami i nie mieli żadnego poczęstunku na moje przyjście.
-Wróciłaś. Tym razem z towarzyszem.
-No tak, podobno chcieliście z nim pomówić
-Ja jako przywódca stada chciałbym porozmawiać z Tobą Jonathanie Christoperze Morgensternie w cztery oczy. Zapraszam do osobnego pomieszczenia.
 Blondyn i pijawka wyszli. Nerwy ściskały mi żołądek. Jonathan obiecał mi, że zgodzi się na warunki umowy wampira o ochronie jego stada. Ale to jest Jonathan, jego nie powstrzyma nic jeśli się wkurzy. 
Po jakichś 15 minutach wrócili. Uff, kamień spadł mi z serca- oboje byli uśmiechnięci.
-Satrino, mi Jonathan wszystko wytłumaczył aczkolwiek moi towarzysze nie wiedzą nic. Mogłabyś im wytłumaczyć.
-Jasne. Ustawiacie się w kolejce jak do McDonalda, wyciągacie ręce i jak twardziele nie krzywicie się z bólu gdy tym o to nożem- zademonstrowałam im swoje maleństwo- pobiorę trochę waszej krwi. Jakieś pytania? Nie? Do dzieła.
 Bladoskórzy stanęli w równym rządku oczekując na swoją kolej. Jonathan stał z boku próbując się nie uśmiechać. Gdy pobrałam już krew wszystkich spakowałam pojemniczki z nią do torby. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze 30 sekund do reakcji u pierwszej pijawki.
-Więc…- Zaczęłam sama nie wiedząc co powiedzieć.-Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna- 20 sekund- …I ubijemy więcej takich interesów. Do zobaczenia.
-Czekaj!- zawołał za mną ktoś. Cholera, 10 sekund
-Tak?
-To my dziękujemy. Do widzenia.
 Wyszliśmy szybkim krokiem. 5…4…3…2…1… Usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk bólu. No cóż, eliksir działa trochę inaczej na wampiry niż na ludzi.
 Echem potoczył się głuchy huk, po nim kolejny i tak dalej. Wszystkie wampiry upadały. Odgłosy były przeraźliwe, echo sprawiało, że zdawały się 100 razy mocniejsze.
-Cholernie zajebisty jest ten Twój mieczyk.- Usłyszałam głos Jonathana obok mojego ucha.
-Wiem. Jest taki dobry bo jest mój.
-W takim razie wszystko co Twoje jest dobre- powiedział zalotnie przyciszonym głosem.
-Niestety nie będziesz miał okazji sprawdzić swojej teorii w praktyce.
-Jesteś tego całkowicie pewna?- poczułam jak uśmiecha się przy moim uchu.
-Em…- przygryzłam dolna wargę- Nie. Jeśli będziesz niegrzecznym łowcą to może kiedyś… -Wymruczałam leniwym głosem zdając sobie sprawę z tego jak bardzo go kuszę…

                                                                    ***
-Dobrze wiesz że ja zawsze jestem tylko niegrzeczny- powiedziałem jak gdyby nigdy nic, ale w środku aż drżałem z podekscytowania.- Poza tym jeśli dobrze pamiętam mówiłaś że w zamian chcesz rozrywki.
-Nie wypominaj mi moich słów. Ale skoro aż tak bardzo chcesz się na coś przydać, to masz wolną rękę. Działaj.- mówi, po czym przysuwa swoje usta w stronę moich.

 Dzielą nas może milimetry. Od kiedy, kilkanaście godzin temu spotkaliśmy się po tak długiej przerwie, tak naprawdę mało obchodził mnie ten jej plan. Myślałem tylko o tym. Nie mogąc znieść dłużej tej pełnej wyczekiwania chwili, pochyliłem się do przodu i dotknąłem jej warg, swoimi. Najpierw delikatnie, badając jej reakcje. Za chwilę jednak namiętniej i z większą mocą.
-Ale ostrzegam Cię. Mój były narzeczony jest martwy. Podrywasz mnie na własne ryzyko. -wymruczała w przerwie pomiędzy pocałunkami.
-Lubię niebezpieczeństwo.
-W takim razie nie będę stawiała oporu. - Mówiąc to popchnęła mnie na najbliższy mur, badając moje plecy pod koszulką.

 Zamruczałem z przyjemności gdy jej paznokcie zostawiły ślady na mojej skórze. Powoli położyłem ręce na jej talii i uniosłem do góry, a ona oplotła mnie nogami w pasie. Nie zauważyłem na początku, że jest taka malutka. Dzieliło nas prawie 30 centymetrów. Dopiero teraz przyjrzałem się jej oczom.  Są duże i błękitne. Nadają im  pewnego wyrazu.
-Masz naprawdę śliczne oczy- wyszeptałem po czym ponownie ją pocałowałem.

 Nie trwało to niestety długo bo nagle usłyszeliśmy odgłosy dochodzące z fabryki. Opuściłem Satrinę i razem poszliśmy sprawdzić co się dzieje. Stanęliśmy na wprost drzwi, gdy nagle wyszła jedna z pijawek. Odwróciła się do mnie przodem, tak że widziałem jego przekrwione tęczówki. Spojrzał na mnie i powiedział:
-Jestem do twoich usług panie.

Satrina miała racje. Plan się powiódł

3 komentarze:

  1. Gratuluję wytrwałości w pisaniu i kreatywności. ;)
    Ciekawie piszecie, chętnie odwiedzę Was po raz kolejny. ;)
    Zapraszam również do mnie.
    veritaaserum.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Co my tu mamy! Mrau, robi się gorąco... ktoś powinien wezwać strażaków. No ale dosyć moich sucharów. :D
    Świetny rozdział! Opowiadanie robi się coraz ciekawsze, akcja się zagęszcza a wampiry nie będą sprawiac kłopotów, jak mniemam. ;)
    Scena "pocałunku" (chciaż pewnie wielu mogłoby to nazwać inaczej. Mi do głowy przychodzi tylko snogging :3)
    wypadła bardzo pozytywnie. Ktoś tu ma wprawe haha :*
    W sumie, nie wiem, co mogłabym wam jeszcze powiedzić, czegobyście nie wiedziały.
    Nie mogę doczekać się tego, co planujecie na następne rozdziały!
    Buziaki,
    Jasmine ✌

    OdpowiedzUsuń