23.05.2014

"Witajcie w piekle"

  Nazywam się Johnnatan Christopher Morgenstern. Mam siostrę, matkę i miałem ojca. Długa historia nie zamierzam się nad tym rozwodzić. Jestem wysoki, przystojny i zabójczy (dosłownie) Ale po co ja tu o tym. Cóż chyba po prostu lubię mówić o sobie.
  Przechodząc w końcu do sedna spawy pragnę zniszczyć Clave i całą rasę tych...Nefilim. Nie rozumiem ich zupełnie. Po co stawać po stronie dobra skoro wiadomo że zło i tak w końcu wygra. Jak nie ja to inni albo choćby demony które jak na razie siedzą sobie w tej swojej norze, ale przyjdzie czas w którym i one wylezą stamtąd wszystkie i wtedy Ci zabawni Nocni Łowcy już w ogóle nie dadzą sobie z nimi rady.
  Mój ojciec miał na to pewien plan, ale mnie się nie podoba mieszanie w to tych obleśnych stworów. Po co, jeśli można tak obrócić sprawę że zamienię ich samych na moich ludzi. Tu jestem od niego sprytniejszy. Nie pomyślał o tym. W końcu uważał że każdy Nefilim jeśli się go nawróci na naszą stronę znowu stanie się prawowitym Nocnym Łowcą. Gówno prawda. Oni by tak nie umieli. W końcu i tak zwycięży w nich ta dobra strona. Do tego zostali w sumie stworzeni. Do zwalczania zła. I ja im roboty nie zamierzam zabrać. Oh nie. Ja im zdecydowanie roboty dołożę.
  No ale wracając do planu sporządziłem miksturę która wypita z kielicha anioła zmieniała dobrych aniołków w pozbawione woli i litości pół demony. Działają mniej więcej jak ludzkie maszyny. Zaprogramowane, bez woli, nie mogące rozpocząć buntu.
  Genialne nie? I powiem wam że już sprawdzone. Lekkie zdziwko?
  To mnie właśnie odróżnia od Nefilim. Kiedy ja mówię że coś zrobię to to robię a nie najpierw idę z tym do Rady, pytam o pozwolenie i tak dalej. Już powoli tworzę swoją armię. Co prawda liczna jeszcze ona nie jest ale na pewno silna. Mam jeszcze sporo czasu na jej uzupełnienie. I tak nie dadzą nam rady a zanim oni cokolwiek zrobią to ja już będę gotowy i zmiotę ich z powierzchni ziemi.              Powiem wam coś jeszcze ,wysłałem do Nowojorskiego instytutu list a w sumie to żywe skrzydła oderwane aniołowi (dodam że z mięśniami, kośćmi i krwią) z doczepioną karteczką że nadchodzę (konkretnie to napisałem "Erchomai" po grecku no ale mniejsza). Jestem pewien że teraz się tam srają ze strachu.Wkurwili mnie trochę po tej akcji z Jace'em ale chillout i bez niego sobie poradzę.
  Najbardziej szkoda mi tylko Clary...przez pewien czas miałem wrażenie że się do siebie zbliżyliśmy, nawet bardzo. Myślałem że mnie rozumiała. Jest taka śliczna...ale zaraz czy to nie miał być złośliwy i nikczemny blog na temat zniszczenia Nefilim? Lol chyba tak więc muszę się opanować. Dobra przedstawiłem siebie i plan, z resztą będziecie na bieżąco jak się posuniemy do przodu.
  W końcu #yolo nie? Tak na marginesie to cisnę z tego beke. You only live once, haha no chyba wy żyjecie raz.
                                                           
                                                                       ***
  Nazywam się Satrina Domenica Saggiogara. Wychodzę z założenia, że aniołki zawsze przegrywają. A ja bardzo nie lubię przegrywać. Pragnę by na świecie zapanował chaos, byle by tylko pozbyć się tej nudy, monotonii… Po co żyć w świecie bez zabawy?
  Ale żeby wywołać większe zamieszanie potrzebuję wspólnika. Na cel wybrałam sobie młodego Morgensterna. Od dłuższego czasu go obserwuję. Pragnę takiego towarzystwa.
  Moi rodzice wyrzekli się swojego dziedzictwa. Nocnego Łowcy. Żyją jak brudni Przyziemni. Poza tym nie chcą mieć ze mną kontaktu. W wieku 15 lat złamałam rękę. Zawieźli mnie do lekarza, a ten nie tylko mnie boleśnie i długo leczył ale także dał skierowanie do psychologa. No i tak się mama i tata dowiedzieli, że jestem socjopatką. Ale nie zasmuciło mnie to, że oddali mnie do psychiatryka. Po co mi rodzice którzy nawet mnie nie znają, żyli ze mną przez 15 lat pod jednym dachem i nie zauważyli braku uczuć.
  Po tygodniu uciekłam z tego zakładu dla idiotów (w ramach pożegnania podpaliłam pokój) i wędrowałam po świecie bawiąc się. Nogi z Włoch poniosły mnie aż tutaj- do Angli. Konkretnie Londyn. Może zabijać ludzi masowo a i tak nikt nie zauważy ich zaginięcia.
  Leżąc na kanapie usłyszałam dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu widniało „Maia Roberts”. God, czego ten kundel znowu ode mnie chce?
-Hey, Maiu. Co słychać?- Odezwałam się miłym głosem.
-Cześć! Zgadnij co. Jordan zaprosił mnie na randkę do parku.
Oj biedactwo, pomyślałam, to będzie jego ostatnia randka. Następnej nie dożyje. Zamiast tego powiedziałam:
-To niesamowite. Jaki on romantyczny.
-Za to go kocham. Wspominał mi o Tobie. Polubił Cię.
-Ja też go bardzo polubiłam, fajny z niego chłopak. Zazdroszczę Ci
-Ty też znajdziesz kogoś miłego.
  Marzenie ściętej głowy. Mili goście nie są w moim typie. U swego boku wyobrażam sobie kogoś takiego jak ja, gotowego na wszystko.
-Znajdź mi drugiego takiego jak Jordan. Zajmie Ci to całe wieki.- Powiedziałam usiłując nie porzygać się tęczą.
-Oj, nie bądź taką pesymistką. Dobra, ja muszę kończyć. Mój chłopak przyszedł. Trzymaj się ciepło, pa.
-Pa. Rozłączyłam się patrząc w sufit.
  Co ludzie widzą w tej całej miłości. Dla krótkiej chwili szczęścia cierpią i narzekają na niestałość swoich partnerów.

-----------------------------------------------------------------------------------------------
A więc tak na początek chciałabym wspomnieć że bloga piszą dwie osoby z różnym stylem pisania i z innych punktów widzenia dlatego w razie czego nie miejcie pretensji że będzie to pisane na dwa różne sposoby. Na razie nie będziemy się przedstawiały i mówiły która jest Johnnatanem a która Satriną żeby wprowadzić tajemniczy nastrój ;) Mamy nadzieję że blog będzie się wam podobał i bardzo was proszę wyrażajcie swoje opinie w komentarzach :) Jeśli się wam spodoba dodawajcie bloga do obserwowanych. Witamy w piekle.

3 komentarze:

  1. Och! Dziewczyny w akcji! To pierwsze fanfiction DA jakie czytałam i jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu,a mam nadzieje, że nie będziecie takimi kretynami jak ja i nie porzucicie swojego opowiadania po kilku rozdziałach! :D
    Do rzeczy:
    Macie zupełnie odmienne style pisania, przekazujecie inne emocje i inaczej działacie na czytelnika. Podczas gdy perspektywa Jonathana jest bardziej opisowa, wybuchowa i nacechowana emocjonalnie, perspektywa Sabriny jest pisana w sposób bardziej refleksyjny i "filozoficzny". Muszę też przyznać, że mimo że, uśmiałam się przy pierwszej części, wczułam w opowiadanie i takie różne... to druga część rozdziału jest bardziej przemyślana i dlatego robi lepsze wrażenie na czytelniku. Radzę wam, żebyście spróbowały sprowadzić swoje fragmenty opowiadania do zbliżonego poziomu emocjonalnego. Dla przykładu: niekorzystnie wypadło to, że Jonathan wyrażał AŻ tyle emocji, podczas gdy Satrina podchodziła do wszystkiego z chłodną kalkulacją. Nie każę wam niczego zmieniać, tylko sugeruje, żeby wtrącić więcej rezerwy to, a więcej humoru tam. :)
    Reasumując, ten wstęp mnie zaintrygował, rozbawił, zaciekawił, zreflektował, UZALEŻNIŁ! Chcę więcej, bo zapowiada się piekielnie dobrze!
    Jasmine-Bye

    OdpowiedzUsuń
  2. Tematyka zdecydowanie nie moja, DA też nie czytałam.
    Aczkolwiek idea bloga ciekawa, ciekawy sposób pisania, chętnie zobaczę, jak rozwinie się akcja. :)
    ______
    http://veritaaserum.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie się czyta! Z niecierpliwością czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń